Wybory po Polsku.



Wybory, wybory i po wybumyroch. Wiem, że piszę o tym trochę późno, ale lepiej późno niż wcale  :)

W moim rodzinnym mieście burmistrz oczywiście cieszy się złą sławą, ponieważ zleca roboty bratu za które miasto płaciło ciężkie pieniądze, załatwiał swoim znajomym podbijanie wartości działek itd. itp. No ale co się okazało, znów wygrał wybory... I co najdziwniejsze, wszyscy zaskoczeni... Jak to się stało? Przecież wszyscy byli przeciwko niemu...

A więc, spieszę z wyjaśnieniami. Tacy ludzie mają swoich zwolenników, którzy zawsze pójdą na wybory, żeby tyko wygrał "On". A reszta wyborców siedzi w domach i rozwodzi się z resztą domowników o sensowności pójścia do urny i oddania swojego nic nie znaczącego głosu. No i tu właśnie doszedłem sedna sprawy. Zwolennicy swoich ulubieńców jak wyżej wspomniany burmistrz i oczywiście pewien prezes, zawsze pójdą na wybory, chociaż by nawet musieli zimą przedzierać się 5-metrowe zaspy. Natomiast pozostali uważają, że nie warto iść na wybory przez co nawet 10% fanatyków jest w stanie wygrać z całą resztą ludzi których głos nic nie znaczy...

Pozdrawiam wszystkich tych, którzy uważają, że ich głos nic nie znaczy, a teraz ubolewających z powodu wygrania wyborów przez innego kandydata, niż ten którego chcieli.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kościół kontrowersyjnie

Święto na szybko po Polsku.

Poruszanie się w miejscach publicznych.